Długo nie mogłem się zebrać do napisania kolejnego postu bo obecne akwarium znowu zaczęło przysparzać mi problemów powodując odpływ entuzjazmu tak do akwarystyki jak do samego bloga ... ale tu przecież miałem opisać i tak już historyczny dla mnie zbiornik. No mniejsza o to, do rzeczy.
Fluval Edge (producent Hagen) - zbiornik na pewno piękny - ten design... Nie będę już wrzucał fotek producenta, bo robiłem to w poprzednim poście. Podstawa która dzięki której zbiornik wydaje się lekki, zawieszony w powietrzu i bardzo nowoczesny, pokrywa filtra i oświetlenia domykająca zbiornik bez zbędnych szczelin, skutecznie ukrywa cały osprzęt no i oczywiście górna szyba wklejona na stałe umożliwiająca oglądanie podwodnego świata z niespotykanej dotąd perspektywy. W mojej opinii wielkie brawa należą się projektantom odpowiedzialnym za stylistykę. Nieco gorzej jest niestety z samą już użytecznością. O ile zdjęcie pokrywy i podniesienie oświetlenia jest bajecznie proste - tak samo zresztą jak dostęp do wkładów filtra czy jego ustawień o tyle wszelkie prace związane z aranżacją czy porządkowaniem zbiornika to już udręka. Winę za taki stan rzeczy ponosi oczywiście zbyt mały otwór w górnej szybie. Tak więc czyszczenie szyb zwłaszcza w okolicach rogów i łączeń płaszczyzn jest bardzo trudne i męczące. Jeszcze gorzej z wymianą podłoża - powiedzmy sobie szczerze - to masakra. Ja za każdym razem po wyjęciu łopatkami ile się dało ostatecznie lądowałem z całym akwarium pod prysznicem, gdzie przy obróconym do góry nogami akwarium (trzymanym w rękach, ewentualnie postawionym bokiem na jakimś ręczniku) - pod ciśnieniem wody ze słuchawki wypłukiwałem resztki ziemi, żwiru i innego śmiecia - zastanawiając się czy mi to odpływu nie zatka.
Otwór i oświetlenie ulokowane centralnie w górnej szybie częściowo wymusza także aranżację zbiornika. Woda z filtra kaskadowego ustawionego na pełną moc po prostu kształtuje podłoże - tzn. strumień wody jest na tyle silny że bez problemu sobie rzeźbi dołek a nadmiar żwiru/piachu/ziemi wypychany jest na boki. W tym miejscu praktycznie nie daje się więc zasadzić żadnych roślin.
Kolejny kłopot sprawia oświetlenie. Pomijając fakt że fabryczne halogenowe (nowe wersje fluvala mają już oświetlenie ledowe) jest zdecydowanie zbyt małe by prowadzić w akwarium roślinność (do krewetkarium ok ale na tym koniec) sam kształt pokrywy powoduje że dno akwarium oświetlone jest dostatecznie tylko w jego środkowej części - czyli tam gdzie z uwagi na filtr nie bardzo można roślinki posadzić. Boki akwarium pozostają zdecydowanie niedoświetlone. Nie czepiam się, fajnie to wygląda mimo że z punktu widzenia uprawy roślin jest nie praktyczne. Wiedziałem o tym wszystkim kupując ten zbiornik.
U mnie zbiornik stał prawie trzy lata. W tym czasie wielokrotnie zmieniałem aranżację bo zawsze czegoś mi brakowało - choć to już nie jest wina fluvala, tylko raczej mojej natury :)
Pierwsza moja aranżacja była zrobiona w opariu o biały piasek kwarcowy. Wyglądało to fajnie, tak czysto ... dokąd było czysto. Rybki i resztki pokarmu, rozpadających się roślin szybko zmusiły mnie do zmiany koloru podłoża, bo jak pisałem wyżej, czyszczenie w tym akwarium nie należy do przyjemności.
Na powyższym zdjęciu widać że w akwarium jest także grzałka - jakaś o bardzo małej mocy, szybko okazało się że jest ona całkowicie zbędna, szkło jest bardzo dobrym izolatorem - tzn. bardzo słabo przewodzi ciepło więc akwarium traci temperaturę głównie na skutek parowania wody. Tutaj lustro wody jest bardzo niewielkie bo ma wymiar około 10x15 cm, a pod pokrywą mimo otowrów wentylacyjnych jest bardzo ciepło.
Potem zrobiłem ze dwie aranżacje w oparciu o podłoże granulowane (ziemia). To było podłoże Ada II.
Tak to mniej więcej wyglądało:
Na powyższej aranżacji widać duże ilości gałęzatki (porwanej tak by tworzyła dywan). Bardzo mi się to podobało optycznie, szkoda tylko że krewetek już nie było widać bo ciągle rezydowały pomiędzy podłożem a tym "dywanem". Pod mchem zbierało się także bardzo dużo zanieczyszczeń. Na tym etapie podawałem Co2 w płynie. Mimo dobrego podłoża i wspomagania nawozami płynnymi rośliny jakoś nie bardzo chciały rosnąć - winę za ten stan przypisywałem wówczas zbyt małemu oświetleniu.
W kolejnych odsłonach znowu zmieniłem podłoże, roślinność - chciałem czegoś co nie będzie się rozpadało, pyliło, gdzie będzie można łatwiej sprzątać i czegoś co nie wpływa na skład wody, bo w poprzedniej aranżacji trochę się bawiłem z glonami porastającymi głownie szybę w środkowej części i kamienie.
Początkowo było ok a potem dodałem tam roślin bo "wulkaniczny" krajobraz bardzo szybko mi się znudził.
W jałowym podłożu, mimo podawania Co2 (juz z butli) i nawozów rośliny z wyjątkiem Anubisa (który z kolei zarastał pięknie glonem) nie nadal nie chciały rosnąć. W sumie "mało dziwne". W międzyczasie dużo eksperymentowałem z dodatkowym oświetleniem - montowanym w pokrywie (świetlówki, dodatkowe ledy itd itp) jak i zewnętrznie. Internet pełen jest maniaków którzy również próbowali ten cel osiągnąć (bo jednak ten brak światła boli) ale ostatecznie nie wielu się to udało. Ostatecznie po kilku miesiącach z każdego z tych rozwiązań rezygnowałem. Główny powód to wyższa temperatury wody (więcej światła = więcej ciepła co przy problemach z chłodzeniem było dla mnie dużym problemem). Irytowała mnie także awaryjność tych rozwiązań, estetyka. Próbowałem także montować wolnoobrotowe wentylatory w pokrywie, tak by wymusić lepszą cyrkulację powietrza, większe parowanie i w ten sposób chłodzić wodę ale żadne rozwiązanie nie było skuteczne, dopiero szybki wiatrak był w stanie zbić temperature wody o raptem 1 stopień C w zamian dostarczająć nieznośnego hałasu. Ogólnie standardowo miałem temperature na poziomie 26 st C czyli o jakieś 2-3 stopnie cieplej niż w pomieszczeniu. Sądzę że sam filtr kaskadowy też skutecznie ogrzewał wodę.
Po jakimś czasie znowu dokonałem rewolucji. Nowe podłoże, inne rośliny - ale przede wszystkim modyfikacja pokrywy w celu zwiększenia ilości oświetlenia. Modyfikacji dokonałem za pomysłem zaczerpniętym tu:
blog,
film. Koleś jest magikiem. Ja po modyfikacjach zgodnie z jego opisem miałem wodę cieplejszą o 2-3 stopnie i nie było takiej sytuacji żeby jej temperatura spadła poniżej 26 stopni (a była to zima). Wiedziałem więc że w lato rośliny i krewetki nie ostaną się w jeszcze wyższych temperaturach.
Jak widać na powyższych fotkach, roślinki zaczęły rosnąć (mimo że podłoże nadal było jałowe). Wszystko było fajnie do momentu w którym akwarium po około dwóch miesiącach zostało zaatakowane przez sinice. Wtedy zresztą jeszcze nie wiedziałem czy to sinice czy zielenice. Woda zrobiła się zielona, trawa pokryła ciemnym nalotem. Mimo podmian wody (stosuję osmozę z kranówką w proporcji 1:1), wielu prób z oświetleniem, braku nawożenia - po prostu nie byłem w stanie opanować sytuacji. Dziś zapewne użyłbym erytromycyny i wpływał na proporcje azotu do fosforu itd ale wówczas nie dotarłem do informacji o tym leku, o jego skuteczności. Po częsci za winnego tej sytuacji uważam nawóz Classic firmy Aqua Art Planta Gainer. Stosowałem go zgodnie z zaleceniem z etykiety. Nie sądzę wcale żeby to był zły nawóz, myślę tylko że jest zbilansowany pod bardziej zarośnięte zbiorniki, któregoś składnika było wyraźnie zbyt dużo ale producent nie podaje dokładnego składu - nie było więc sposobu weryfikacji tego w jakikolwiek sposób. Był to też etap w którym tak na prawdę szukałem tylko pretekstu by pozbyć się tego akwarium i kupić inne - większe - kostkę... byłem już zmęczony i trochę znudzony tym zbiornikiem :) W sumie jak na moją zmienność nastrojów to i tak bardzo długo wytrzymał.